Zavood – wielkomiejska legenda

0
562

Każdy przyzwoity bar, klub czy restauracja odświeża swoje wnętrze raz na jakiś czas. Zavood nie jest jednym z takich miejsc. Wygląda prawie tak samo, jak czternaście lat temu, gdy student UT Mario zdecydował, że wzbogaci się zostając właścicielem baru. I to dlatego klienci lubią to miejsce – wiedzą, że kiedy przyjadą do Tartu, Zavood tam będzie. Jednak tak naprawdę Zavood stał się legendą dzięki ludziom – studentom i artystom, punkom i nauczycielom, hipisom i biznesmenom – wszyscy byli sobie równi na neutralnym i tolerancyjnym gruncie Zavoodu.

Zavood to miejsce, gdzie każdy z każdym może porozmawiać. „Zagraniczni studenci zawsze znajdą w Zavoodzie kogoś do pogawędki”, zapewnia Carlos Silva z Portugalii. Jego zdaniem – a wiele innych osób podziela jego opinię – Zavood jest ulubionym miejscem miasta uniwersyteckiego. „Tartu bez Zavoodu nie byłoby takie samo”.

Wiele osób przychodzi do Zavoodu wieczorem, kiedy inne kluby są już zamykane. Dla 27-letniego Kanadyjczyka Colina Wengera większość imprez kończy się w tym miejscu. „Zavood jest końcem pierwszej imprezy i początkiem następnej” wyjaśnia Colin.

Niezwykli ludzie

Balázs Herczeg z Węgier widział wiele podczas trzech lat pracy w Zavoodzie jako barman. Estonia przyciągała go już w czasach dzieciństwa. Jego rodzice odwiedzili Estonię w 1971 roku i bardzo często wspominali tę niezwykłą wycieczkę. Balázs przyjechał do Estonii po raz pierwszy w 1999 roku na zajęcia uniwersytetu letniego. Później doktoryzował się na Uniwersytecie w Tartu z literatury estońskiej.

Zanim osiedlił się w Estonii, Węgier zadzwonił do właściciela Zavoodu z prośbą o pracę. Praca barmana była tym, czego chciał spróbował w latach młodości.

“Ludzie robią różne dziwne rzeczy”, mówił Balázs wspominając nocne życie w Zavoodzie. Pewnej nocy, kiedy kolejna impreza dobiegała końca, nagle rozbiło się wiele szkła. „Wyglądało jak piękny dywan” mówi Balázs. Wzrok barmana przyciągnął widok ludzi tańczących na potłuczonym szkle w takt muzyki Bacha.

Kawa a rozmowa

Baskijski biznesmen Eneko Itziar otworzył swoje biuro tuż obok Zavoodu. Lubi tam zaglądać w ciągu dnia. „Uwielbiam pić tam kawę. Jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie możesz sobie usiąść przy barze i pogadać z barmanem – Baskowie są do tego przyzwyczajeni”, wyjaśnia biznesmen. „Nie płacisz za kawę, płacisz za rozmowę”.

Również i zdaniem Eneko, to ludzie nadają miejscu wartość. Pamięta interesującą rozmowę z Amerykaninem, który przyjechał do Estonii uczyć taktyk wykorzystania bojowego czołgów. A uczy tego w kraju, gdzie nie ma ani jednej tego typu maszyny.

Właściciel

Mario Pizzolanti przybył do Tartu w 1993 roku z USA w ramach wymiany studenckiej. Dziewiętnastoletni Urugwajczyk przyjechał zaledwie na jeden semestr, ale wciąż tu jest i nie zamierza wyjeżdżać. „Spotkałem na uniwersytecie wielu miłych ludzi, jak chociażby profesor Ole Must, były też wycieczki do Tartu, na Saaremaa i wszędzie” wylicza Mario. Młody student bardzo wcześnie odkrył „szybką i rozrywkową” drogę do bogactwa: otworzyć bar! Teraz już wie, jak bardzo był naiwny i głupi. Droga rzeczywiście była rozrywkowa, ale ani łatwa ani prosta.

Właściciel baru pozostał w Estonii z wielu powodów. Oto jeden z nich: “Wiesz, przedtem mieszkałem w Stanach”, zaczyna Mario. ”Ludzie mają tam wszystko, czego potrzebują w zasięgu ręki, są wygodni. Potem przyjechałem do Tartu – jak jeden z wielu studentów wynajął pokój gdzieś w Supilinn, a podczas zimy nosił lodowatą wodę ze studni na podwórzu i wydawał się być o wiele szczęśliwszy niż w wygodnej kapitalistycznej Ameryce. Czasy uległy pewnej zmianie, oczywiście.

Jeżeli będziesz miał szczęście, może spotkasz Mario w Zavoodzie.

Źródło: Artykuł opublikowany dzięki uprzejmości Uniwersytetu w Tartu.

Tłumaczenie: Irena Rośkiewicz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj