Został premierem w wieku 32 lat. Kiedy w towarzystwie swojego 27 letniego ministra spraw zagranicznych pojechał reprezentować Estonię na obrady OBWE, ochrona nie chciała go wpuścić, twierdząc, że jest za młody jak na delegata.
Mart Laar, premier w latach 92-94 i 99-02, główny autor estońskim reform gospodarczych, przyjechał do Polski przedstawić swoją książkę „Estoński cud”. Jego rady mogą być przydatne również w Polsce.
Estonia w rankingach Transparency International plasuje się w trzydziestce najmniej skorumpowanych państw świata. Jak udało się tego osiągnąć?
Na samym początku musieliśmy odciąć się od przeszłości. Usunęliśmy komunistów z administracji publicznej, podobnie jak funkcjonariuszy KGB ze służb specjalnych. Drugim krokiem było przeprowadzenie prawdziwych reform. Otwarta gospodarka, oparta na konkurencji jest najlepszym sposobem walki z korupcją. Korupcja jest powiązania z wydawaniem środków publicznych. Pojawia się wtedy, kiedy można od rządu otrzymać coś „ekstra”.
Prawo musi jasno określać warunki wydawania zezwoleń, tak aby urzędnicy nie mogli decydować dowolnie. Rząd natomiast musi podejmować decyzje szybko, tak aby nie było miejsca na spekulacje i związane z nimi łapówki.
Centralne urzędy antykorupcyjne nie są więc rozwiązaniem?
Są one możliwe, ale dopiero po przeprowadzeniu reform oraz po uchwaleniu przejrzystego prawa. W przeciwnym razie przypominają średniowieczne palenie skazańców na rynku- wzbudzają poklask, ale nie zmniejszą zjawiska.
Rozwiązał pan służby wywiadowcze odziedziczone z czasów radzieckich. W Polsce ten temat jest wciąż aktualny w przypadku wywiadu wojskowego.
Zrobiliśmy to od razu. Na początku przyjęliśmy ustawę określającą odpowiedzialność tajnych służb przed parlamentem. Nikt, kto pracował w tych strukturach za czasów sowieckich, nie może w nich pracować dzisiaj. Oficerem KGB nie przestaje się być nigdy.
Cechą specyficzną estońskiej polityki jest częste uczestnictwo młodych ludzi w rządach. Nie brakowało osobom z pana pierwszego rządu doświadczenia?
Nie, nie brakowało. Ma to swoje zalety i wady. Młodzi ludzie nie trzymają się kurczowo kariery politycznej. Wiedzą, że prędzej czy później przyjdzie im wieść normalne życie. Nie intrygują, żeby pozostać w polityce na zawsze. Mają więcej odwagi zmieniać, ponieważ są głupi i nie wiedzą jak ten świat funkcjonuje. Nie słuchają „mądrych” ludzi, którzy ostrzegają, że ich pomysły są niewykonalne. A taka niewiedza czasem pomaga.
Stąd pewnie wynikała pańska odwaga przy wprowadzeniu po raz pierwszy w Europie podatku liniowego?
Absolutnie tak!
Jak udało się panu przekonać lewicowych koalicjantów i społeczeństwo do tego pomysłu?
Zapisałem go w umowie koalicyjnej. Warto upublicznić umowę koalicyjną, aby ludzie wiedzieli, czego się mogą spodziewać. Reformy trzeba przeprowadzać podczas pierwszego roku rządów, tylko wtedy jest szansa przetrwania koalicji. Nie miałem zbyt wiele czasu do przekonania opinii publicznej, która była przeciwna. Opozycja się sprzeciwiała również. Kiedy jednak wprowadziliśmy podatek liniowy, ludzie się przekonali, że to działa i polubili ten pomysł. Nawet rząd, który przyszedł po nas obiecując zniesienie podatku liniowego, zachował go.
Rosja wciąż twierdzi, że w 1940 roku „wyzwoliła ludy państw bałtyckich” a przyłączenie Litwy, Łotwy i Estonii nastąpiło na wyraźną prośbę tych państw. Czy rosyjscy politycy naprawdę w to wierzą?
Niektórzy tak. Nie chcą się przyznać, bo wiedzą, jakie skutki przyniosła ta rewolucja. Ale dla Estonii nie jest to najważniejszy problem. Znamy naszą historię bardzo dobrze, jesteśmy niepodlegli, nie chcemy żyć przeszłością. Martwi mnie jedynie nastawienie samych Rosjan. Jeżeli naród nie chce zdać sobie sprawy ze swojej historii, to nie może również budować przyszłości, ponieważ żyje w próżni. Właśnie to obserwuję w Rosji. Rosjanie mają kompleks przeszłości, który sprawia, że nie chcą przeprosić za swoje winy. Ilekroć tam jadę, staram się przekonywać, że warto przyznać się do historii, bo represje dotknęły Rosjan w większym stopniu, niż kogokolwiek innego. Myślę, że ani świat, ani Rosjanie nie zrozumieli, co się właściwie wydarzyło. Przyjęcie książki „Gułag” Anne Applebaum jest dobitnym przykładem, że Rosja stara się uchylać się przed przeszłością. Problemem jest całościowe podejście do komunizmu. Cieszy mnie, że w żadnej stolicy europie nie mogę kupić koszulek z Hitlerem, koszulki ze Stalinem niestety kupić można.
W maju 2005 prezydent Arnold Rüütel zdecydował się zaprotestować przeciwko takiemu przestawianiu historii i, podobnie jak prezydent Litwy, nie wziął udziału w uroczystościach rocznicowych z okazji zakończenia II wojny światowej w Moskwie. Rosja mogła ukarać i nie podpisać układu granicznego z Estonią. Nie wykorzystała tej szansy. Dlaczego?
Ależ wykorzystała! Podpis został wycofany. Problemem Rosjan jest to, że mają oni problemy ze zrozumieć rzeczywistości. Dla nas granica jest tym, co realnie istnieje, co jesteśmy skłonni bronić. Rosjanie myślą, że granica się zmieni wtedy, kiedy wyjmie się jakiś słupek graniczny. Ale traktat graniczny nie jest czymś, co spędza nam sen z powiek.
W Polsce wielkie poruszenie wywołał rurociąg Rosja- Niemcy kładziony na dnie Bałtyku. Politycy estońscy rozważali rozszerzenie swojej granicy morskiej, tak aby nie dopuścić do jego budowy. Czy pomysł ten jest nadal aktualny?
Rozważamy takie rozwiązanie. Nie będzie to jednak łatwe, ponieważ czyn taki wymaga zawarcia umów ze wszystkimi sąsiadami. Nie jest pewne, jak to się zakończy, tym bardziej, że rząd nie popiera jednoznacznie tego pomysłu. Największą nauczką ze sprawy rurociągu jest to, że wszyscy siedzieliśmy zbyt cicho. Przyglądaliśmy się, jak sprawa ta rozpoczęła się, przyglądaliśmy się jej rozwojowi. Wyraziliśmy swój sprzeciw za późno. Nie udało nam się połączyć naszych działań. Protesty po czasie nie mają sensu. Nie da się zabronić czemuś, co już zostało podpisane.
Jakie widzi pan szanse rozwiązania sytuacji białoruskiej?
Sytuacja jest naprawdę trudna. Przede wszystkim staramy się nauczyć i przekonać Białorusinów, że jedynym sposobem jest zjednoczyć się. Na Ukrainie trwało to dziesięć lat. Tylko dzięki jedności udało się ukraińskiej opozycji odnieść sukces. Podziały, które widzimy w opozycji białoruskiej pomagają tylko Łukaszence.