Wspomnienia, Natura i Cisza

0
570

Jaan Kapliński

Prawie trzy pierwsze lata swojego życia spędziłem w domu dziadków. Był on otoczony przez park i dziesięcioakrowy ogród. Tak jak wiem, kiedy dokładnie i w jakich okolicznościach musieliśmy opuścić ten mały raj, tak jestem pewien, że kilka moich najwcześniejszych wspomnień pochodzi z lata 1943, kiedy miałem dwa i pół roku.

***

Miły, letni dzień. Mój dziadek miał kilka uli. Zabiera mnie, bym popatrzył na pszczoły. Nadlatuje bzycząca pszczoła, uciekamy…

***

Szary dzień. Światło jest szare, świat wokół mnie jest pełen melancholii. Jestem smutny. Nieopodal naszego domu jest studnia, a w niej wielka pompa. Byłem nieustannie ostrzegany, żeby nie zbliżać się do studni, ale ona w jakiś sposób fascynowała mnie i kusiła.

***

W sąsiedztwie jest dół ze żwirem, gdzie został zasypany chłopiec wraz z ojcem i dziadkiem. Dwaj dorośli pośpieszyli, by ratować chłopca, który się tam bawił i także zginęli. Pokazano mi ten dół i opowiedziano tę historię. Prawdopodobnie jest to opowieść, która uświadomiła mi istnienie śmierci.

***

Musiałem sypiać wczesnym popołudniem, ale nigdy tego lubiłem. Nie mogłem zasnąć. Tylko jedna z sióstr mojej babci (było ich razem siedem) potrafiła mnie uśpić.

***

W ostatnich miesiącach 1943 roku niemiecka armia zajęła nasz dom. Był on w bezpiecznym miejscu, dobrze schowanym w parku, poza miastem. Przenieśli nas do wielkiego mieszkania w centrum miasta, które z kolei uznali za zbyt niebezpieczne na swoją kwaterę wojskową. Dla mnie było to wygnanie z raju. Następny rok spędziliśmy w schronach; a potem uciekając przed zbliżającym się frontem. Dom, gdzie nas przeniesiono został zniszczony przez bombardowania; wszystkie należące do nas książki, dzieła sztuki i meble przepadły. Z raju zostałem wysłany do miejsca podobnego do piekła. Ja i mama opuściliśmy miasto i przenieśliśmy się na wieś, gdzie mieliśmy krewnych. Może to uratowało nam życie.

***

W mieście, gdy tylko zaczął rozlegać się alarm, moja mama i ciocia włożyły mnie – śpiące dziecko – do kosza z praniem i zaniosły do piwnicy, gdzie było względnie bezpiecznie. Spędziliśmy także kilka dni i nocy w prawdziwych schronach. To było naprawdę ekscytujące: spotkałem tam wiele dzieci, a dorośli nie byli wciąż tak okropnie zajęci. Siedzieli i opowiadali ciekawe historie. Przed opuszczeniem miasta, w piwnicy, która służyła jako prowizoryczny schron przeciwbombowy, zostawiliśmy trochę rzeczy osobistych. Kiedy wróciliśmy, zastaliśmy nasz dom w zgliszczach. Piwnica i rzeczy były bezpieczne, ale ucierpiały od okropnego gorąca: niektóre chińskie filiżanki nieco się stopiły. Nie było mnie wtedy w piwnicy…

***

Straciłem ojca, kiedy miałem pięć miesięcy. Był wykładowcą języka polskiego i literatury na Uniwersytecie w Tartu, przysłanym tu przez polskie władze. Został aresztowany przez sowiecką służbę bezpieczeństwa (NKWD) i zniknął w Gułagu. Widziałem niektóre dokumenty dotyczące jego aresztowania i przesłuchania; nic o jego śmierci. Oficjalnie, jako polski obywatel, powinien być uwolniony i móc opuścić ZSRR, ale prawdopodobnie był przetrzymywany w obozie pracy, dopóki nie umarł z głodu i wycieńczenia. Niektórzy ludzie go tam widzieli; opowiadali mi o ostatnim okresie jego życia. Niestety każdy mówił co innego o jego śmierci. Gdyby mój ojciec przeżył, przenieślibyśmy się do Polski albo na Zachód i nigdy nie byłbym Estończykiem.

Kiedy minął nas już front, przeprowadziliśmy się z powrotem do Tartu i znaleźliśmy jakieś miejsce do życia: dwa pokoje w dużym mieszkaniu. Było tam kilka innych rodzin, z którymi musieliśmy dzielić kuchnię i łazienkę. To mieszkanie nazywaliśmy „naszym kołchozem”. Było tam również wiele innych osób; mogłem obserwować ich zachowanie oraz słuchać ich rozmów i piosenek. Niektórzy mocno pili – od tamtego czasu jestem uczulony na pijaków.

***

Byłem chorowitym, wrażliwym i refleksyjnym dzieckiem. Nie jadłem mięsa już jako mały chłopiec, jakbym przygotowywał się do zostania buddystą. Czułem wściekłość, kiedy zwierzęta były zabijane lub męczone.

Byłem często chory. Leżąc w gorączce, miałem dziwne wrażenia i uczucia. Wydawało mi się, że nie miałem ciała, nie było przestrzeni, dziwny rytm pulsował w mojej głowie.
Dziadek nauczył mnie czytać, gdy miałem cztery lata. Nie miałem braci ani sióstr i byłem wciąż sam. Wiele czytałem, najchętniej opowieści o wojnie, książki przygodowe i popularnonaukowe. Książką, którą czytywałem najczęściej była dziadkowa, 8-tomowa Encyklopedia Estońska.

***

Pewnego razu, gdy miałem cztery lata, siedziałem sobie na kanapie na naszym pierwszym piętrze. Niebo było zachmurzone, a w powietrzu był ten sam rodzaj melancholii. Siedziałem tam i zastanawiałem się, jak to jest, jak to jest możliwe, że jestem sobą, że jestem J.K. Nie potrafiłem sformułować moich egzystencjalnych wątpliwości w postaci pytania, tym bardziej nie potrafiłem znaleźć na nie odpowiedzi. To niesformułowane pytanie prześladuje mnie od tamtego czasu, będąc dla mnie impulsem, który zaprowadził mnie do buddyzmu.

***

Miałem kilka innych problemów filozoficznych, którymi, jak się później dowiedziałem, zajmuje się filozofia buddyjska. Jeśli założę niebieskie okulary i będę widział wszystko na niebiesko, to czy ten niebieski jest naprawdę niebieski, czy nie jest już w ogóle kolorem? Miałem przeczucie, że niebieski może być niebieskim tylko wtedy, gdy istnieje coś nie-niebieskiego. Istnieje tylko w kontraście z innymi kolorami. Patrząc na ostrze noża, zastanawiałem się, czy ono może się kiedyś skończyć: im bliżej krawędzi, tym jest bardziej ostry. Ale ta ostrość zawsze może być jeszcze bardzie ostra, więc ostrość nie ma końca. Zgodnie z tym ostrze noża nie powinno mieć końca. Jak więc nóż może mieć tak wyraźnie zakończoną krawędź?

***

Ciocia przyjeżdża, by nas odwiedzić. Czekam na nią i mówię mamie, że chcę być miłym chłopcem, wtedy ciocia da mi cukierki. Mama mówi, że jeśli jestem miły tylko po to, żeby dostać cukierki, nie jestem naprawdę miły. Jestem smutny, myślę, jak mogę być w ogóle miły  wiem, że dostaję cukierki za bycie miłym. Nie mogę o tym zapomnieć. Wynagradzana dobroć prawdopodobnie nie jest dobrocią, ale jak zapomnieć, że czeka nas za nią rekompensata?

***

Było kilka rzeczy, które nie były w ogóle dobre. Były brudne, okropne i zakazane. Seks był nieczysty i zakazany, śmierć i cierpienie były także tematami tabu. Była w nich dziwna atrakcyjność. Kiedy nikt mnie nie widział, czytałem, co tylko mogłem znaleźć w encyklopedii o seksie i kopulacji. Brałem francuską encyklopedię Mamy albo tom Franciszka Villona z wierszem o wisielcach i studiowałem je w sekrecie pod stołem. Ja i moi szkolni koledzy rozprawialiśmy na temat żeńskich narządów płciowych  chcieliśmy wiedzieć o nich więcej i ilustrowaliśmy nasze dyskusje, rysując kamieniem na murach ogrodowych. Mama dowiedziała się o tym i surowo mnie ukarała.

***

Lato zawsze mogłem spędzać na wsi u naszych krewnych. Choć były to bardzo trudne czasy: kołchozy stawały się coraz biedniejsze, a ludzie mogli przetrwać tylko dzięki krowom i płodom ziemi; czułem się tam lepiej niż w mieście. Na wsi znalazłem skrawki mojego utraconego raju. Znajdowałem tam drzewa, trawę, ptaki, psy, koty i ciszę. Nie mieliśmy sąsiadów. Mieszkaliśmy w wiejskim domku – za to było tam wiele książek pozostawionych przez zmarłego męża siostry mojej babki, nauczyciela i kantora w miejscowym kościele. Przeczytałem wszystko, począwszy od dzienników literackich do kościelnych broszurek, kobiecych dzienników i podręczników o hodowli drobiu. To była moja szkółka letnia. To było moje główne źródło wiedzy.

***

Do trzynastego roku życia nie interesowała mnie poezja. Wtedy zdarzyło mi się przeczytać wiersz rosyjskiego poety Lermontowa o cieniu Napoleona odwiedzającym jego rodzinny kraj. To było objawienie! Rozpłakałem się i rozpocząłem moją długą podróż po poetyckiej ziemi obiecanej. Moimi pierwszymi nauczycielami byli rosyjscy i angielscy romantycy: Lermontow, Puszkin i Shelley. Potem moderniści: Eliot, Baudelaire i Rimbaud. Następnie najpóźniejszy i najmocniejszy impuls przyszedł z Dalekiego Wschodu, w szczególności z klasycznej poezji chińskiej. Pracuję nad antologią najwcześniejszej poezji chińskiej: od Shijinga do Tao Yuanminga. Kiedy byłem młodszy napisałem sporo haiku i nawet tanka – form, które wydają się dobrze oddawać charakter języka estońskiego.

Teraz też wolę spędzać czas w naszym letnim domku z gospodarstwem, gdzie jest tylko kilka osób i wiele drzew i zwierząt – nawet bobry i niedźwiedzie żyją niedaleko. Mam dużą rodzinę, wbrew naszym zwyczajom – pięcioro dzieci od 40 do 24 lat. Moja żona Tiia jest także pisarką. Studiowała sztukę materiałową i obecnie jest dyrektorem Muzeum Zabawek w Tartu.

***

Moje zainteresowania są głównie związane z Naturą. Sadzę drzewa i mam już coś w rodzaju własnego parku, który zamienia się w las. Wśród moich tajemnych pasji jedną z najdziwniejszych i najsilniejszych jest ta do dalekich wysp, jak na przykład wyspy na Morzu Południowym – Falklandy, Kerguelen czy Wyspa Świętego Pawła.

Studiowałem lingwistykę i filozofię. Moimi ulubionymi filozofami są: Wittgenstein i Zhuangzi – chiński klasyk Taoizmu. Myślę, że odkryłem ogniwo łączące ich obu. (…)

***

Jestem niezadowolony z obecnego stanu zachodniej mentalności. Zauważyć można silną tendencję do budowania „Fortecy Europa” (w mniejszym stopniu „Fortecy Ameryka”) w sensie politycznym i filozoficznym. Oznacza to podzielenie światowej kultury na „naszą” i „obcą”. Moi ulubieni poeci i filozofowie okazują się być „obcymi” we współczesnej Europie. Zatem ja również jestem tutaj coraz bardziej obcy. Prawdopodobnie nie przynależę też do Azji, lecz do tej samej „ziemi niczyjej”, co dalekowschodni poeci i myśliciele, których kocham. Uważam, że przekleństwem zachodniej mentalności jest skłonność do myślenia słowami i widzenia świata jako świata zdefiniowanych pojęć, do wiary w definicje, która oznacza ograniczenia. Definiowanie jest wyznaczaniem granic. W rzeczywistości jednak jest bardzo niewiele rzeczy, uczuć czy znaczeń wyraźnie rozgraniczonych. Definiowanie żywego świata jest zbrodnią, to rodzaj gwałtu – to zajęcie rzeźnika, a nie filozofa czy poety. Różnice istnieją, ale nie są one koniecznie rozgraniczeniami. Istnieje różnica między ciepłem i zimnem, światłem i ciemnością, młodością i starością, małym i dużym, kwiatem i trawą, człowiekiem i zwierzęciem. Ale te różnice są przede wszystkim stopniowe, nie mają wyraźnych granic. Jest wiele różnic w moim życiu, ale nie tak wiele granic.

***

Nie definiuję siebie samego. Definiowanie istoty ludzkiej jest tym, co robiła Inkwizycja. Definicja to Inkwizycja. Wydaje mi się – choć może nie mam racji – że na Dalekim Wschodzie nie musisz się określać. Musiałeś wypełniać swoje obowiązki, ale wewnątrz byłeś wolny, to co miałeś w sercu, było wolne jak światło, jak ciemność, jak wiatr, który przychodzi i odchodzi. To jest moja wolność. Wolność kogoś, kto uwielbia obserwować i fotografować płynące chmury i małe rybki pływające w naszej sadzawce.

***

Dwa lata temu, na wiosnę, spotkałem dwa żurawie obok mojego wiejskiego domku. Miały wiosnę w sercach, tańczyły. Przywitałem je buddyjskim ukłonem. Nie odfrunęły. Jeden z nich odpowiedział na moje powitanie podobnym ruchem. Wykonałem kilka tanecznych kroków, kołysząc rękoma jak skrzydłami. Odpowiedziały. Byłem naprawdę szczęśliwy. Miałem wrażenie, że Natura przyjęła mnie jak jednego ze swoich utraconych synów. Kiedy Kazuko Shiraishi zadzwonił do mnie pewnego razu z Japonii i powiedział mi, że pisze esej o mojej poezji, poczułem się podobnie. Czy to Azja zaakceptowała mnie, odpowiadając na mój ukłon?

 

Źródło: Na Marginesie – studencki magazyn okołoliteracki.

Tłumaczenie: Joanna Rutkowska (z angielskiego).

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj