W Estonii jest kilka regionów, w których turystyka może wkrótce stać się jedyną gałęzią gospodarki, ponieważ wiele obecnych przedsiębiorstw przemysłowych przeprowadzi się do tańszych azjatyckich krajów.
W turystyce nie ma niczego złego, ale w języku naukowców gospodarczych jest to dziedzina z niską wartością dodaną, co równoznaczne jest z niższymi pensjami dla pracowników.
W takim kierunku zmieniają się na przykład, Estonia Zachodnia i Południowa. Jest to jeden z możliwych scenariuszy rozwoju, który rysuje się w zamówionych przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych badaniach “Prognoza zmian struktur gospodarczych w regionach Estonii”. Geograf Garri Raagmaa, przeprowadzając wczoraj krótkie podsumowanie badań, powiedział, że taki obrót spraw nie jest pewny, ale jednak może się wydarzyć.
Po zakończeniu epoki sowieckiej nastąpiła wielka zmiana w sferze rolnictwa i leśnictwa – liczba pracowników zatrudnionych w tych gałęziach gospodarki zmniejszyła się i teraz farmy liczące po kilkaset hektarów muszą sobie radzić tylko z kilkoma pracownikami.
Zwolniona siła robocza przenosiła się częściowo do turystyki, a w niektórych miastach do tworzonych przedsięborstw przemysłowych. Problem jest w tym, że w Azji ludzie są gotowi pracować w szwalniach za 10 razy mniejszą pensję.
Profesor Uniwersytetu w Tartu, Raul Eamets powiedział, że ze zniknięciem tych miejsc pracy trzeba się pogodzić, bo nie można z tym niczego zrobić. Problemem jest kwestia tego, co powinno pojawić się w ich miejsce.
Jedynie działki, gospodarstwa agroturystyczne i pensjonaty będą jedną możliwością, powiedział Raagmaa. W Europie już jest kilka przykładów regionów z takim samym problemem. Drugą możliwością byłoby oferowanie dodatkowych produktów lub usług o dużej wartości dodanej.
Nie ma sensu szukać w Estonii Nokii i w stylu Finlandii i Szwecii zakładać dużych firm. Nie mamy do tego potrzebnych warunków, powiedział Raagmaa. Finlandja i Szwecja mogą korzystać z dużych lasów czy kopalni metali. Właściwą dla nas jest droga Danii, w której pobudzono małe i średnie przedsiębiorstwa.
Przed epoką sowiecką Estonia działała w oparciu właśnie o model duński, było wiele spółdzielni i na przykład, uczyliśmy się u Duńczyków jak sprzedawać bekon do Anglii. I teraz również pasuje do nas bardziej model duński niż fiński, mówi Raagmaa.
Kiedy biędzie lepiej, predsiębiórstwa w Estonii będą się rozwijać przenosząc na przykład produkcję do Chin i koncentrując się raczej na rozwóju produktu, sprzedaży albo tym podobnych działaniach.
Pozytywnym przykładem możliwego rozwoju, mówi Raagmaa, są założone na Hiiumaa firmy plastyczne, które współpracują i pomagają Hiiumaa nie zamienić wyspy tyłko w centrum turystyki.
Nigdzie nie zniknie też rolnictwo, ponieważ zapotrzebowanie na jedzenie na świecie stale rośnie. Ale zamiast łatwych i tanich rzeczy trzeba robić bardziej skomlikowane i droższe rzeczy, jak robią to Duńczycy, mówi Raagmaa.
Nie należy zapomnieć o reformie administracyjnej, która jest konieczna. Raagmaa otrzymał propozycję ministra rozwoju regionalnego Siima Kiislera aby przenieść więcej uprawnień z gmin do powiatów.
Nie potrzeba, jak mówi, rezygnować z gmin albo przerysowywać ich granic, byłoby natomiast lepiej przenieść zadania z ich barków na poziom powiatów.
Źródło: Tekst został opublikowany dzięki gazecie Postimees.