Tartu i Tallinn, czyli świń z tobą nie pasłem

0
969
Tartu, Tőnisepäev to dzień dobroci dla wieprzowiny, fot. Anna Mączyńska.

Pomniki, jak sama nazwa wskazuje, służą pamięci. Chociaż, jeśli spojrzeć na nie bez etymologicznego zacięcia, można by wywnioskować, że są narzędziem zapomnienia. Wbrew pozorom obie wykładnie dają się obronić, szczególnie, jeśli traktujemy je komplementarnie. Są bowiem pomniki-idole, ubrązowione postaci historyczne, uosobienia cnót do naśladowania, bohaterowie nieskalani (a jeśli nawet trochę, warto tę skazę zatuszować), stanowiący egzemplifikację pierwszego podejścia. Ich monumenty pomagają pamiętać, nawet jeśli ta pamięć miałaby być wybiórcza. Natomiast druga strona medalu to obeliski, tablice pamiątkowe, kolumnady, popiersia itd.  rzeźby, które zdecydowano się usunąć. Z jakichś względów były niewygodne, ich bohaterowie spłowieli albo zbrunatnieli, stracili na aktualności, stali się nieodpowiedni dla aktualnie panujących wartości, w ich biografiach znaleziono głębokie rysy, które właściwie zinterpretowane nabrały znaczenia złamanego kręgosłupa, dumnie wyprostowana postawa skurczyła się, skarłowaciała do rozmiarów niegodnych wzmianki, pomnik został usunięty, ślady zatarte, wymazane z pamięci i w końcu zapomniane.

Podczas podróży po republikach nadbałtyckich dowiedziałem się o osobliwym przypadku, ilustrującym powyższe uwagi ogólne. Kiedy w 2007 roku w Estonii rozgorzał spór wokół przenosin pomnika żołnierzy radzieckich z centrum Tallinna na cmentarz wojskowy, kiedy doszło do krwawych zamieszek, podczas których prawicowo zachłyśnięci młodzieńcy w imię dumnej idei rosyjskiej bądź estońskiej jedności narodowej tłukli sklepowe witryny i siebie nawzajem, w tartuskiej pracowni artysta Mati Karmin nadawał ostateczne szlify swojej nowej rzeźbie.

W stolicy, pealinn, czyli głównym mieście kraju, pod postacią starć ulicznych miały miejsce historyczne remanenty  część uczestników domagała się dziejowej sprawiedliwości, usunięcia szczątków kilkunastu żołnierzy wrogiej armii i towarzyszącego im pomnika, tzw. Brązowego Żołnierza, pozostali, domagający się, jakże by inaczej, tej samej sprawiedliwości, żądali zostawienia zmarłych w spokoju, uszanowania symbolu śmierci poniesionej w imię wolności od faszyzmu. Jednym i drugim chodziło oczywiście o prawdę historyczną, a jeśli takowa miałaby być nazbyt skomplikowana, należało ją uprościć  usunąć pomnik, wyprzeć go ze zbiorowej pamięci, ukształtować ją według swojego pomysłu albo pomnik zostawić, jego symboliczną treść narzucić zbiorowej pamięci, ukształtować ją według swojego…

Zimą 2008 roku w uniwersyteckim peaga linn, mieście z głową, jak nazywają Tartu lokalni patrioci, przy najstarszym targowisku miejskim, owoc czteroletniej pracy Mariego Karmina ujrzał światło dzienne. 17 stycznia, jak co roku, obchodzono tam Tőnisepäev, dzień świętego Antoniego, będący symbolicznym półmetkiem zimy, podczas którego szczególną troską otacza się świnie  inwentarz niezbędny w każdym dostatnim gospodarstwie. Śmiało można powiedzieć, że jest to święto prosiąt, knurów, loch i macior różnej maści  nie dość, że zostają zrehabilitowane i oczyszczone z biblijnych zarzutów (przypomnę tylko około dwustutysięczną niewinną trzodę zatopioną przez Jezusa w Ewangelii św. Marka albo opętaną przez szatana świnkę kuszącą św. Antoniego), to jeszcze spotyka je zaszczyt stołowania się w domu gospodarza  dzięki temu rosną później w radości i zdrowiu (przynajmniej tak twierdzą Estończycy). Słowem, Tőnisepäev to dzień dobroci dla wieprzowiny.

Tymczasem Tallinn dochodził do siebie po cyberataku, zamachu na estoński Internet, przeprowadzonym przez niezadowolonych rosyjskojęzycznych obywateli w ramach zemsty za wypaczenie historii i przeniesienie (jednak nie usunięcie) sowieckiego pomnika poza centrum stolicy. Waśnie na tle narodowym wcale nie traciły na sile. Sprawa radzieckich pamiątek w Estonii wciąż nie schodziła z pierwszych stron gazet. W dyskusjach o wyzwoleniu, okupacji, szacunku i obrazie brały udział najtęższe estońskie umysły.

W Tartu odsłonięto monumentalną rzeźbę z brązu. Zwierzak z inteligentnie przechyloną w lewo głową, z nakreśloną na ciele mapą smakowitych kąsków, skrzętnie podpisanych na postumencie, ku wielkiej uciesze zgromadzonych mieszkańców i autora wystawił na widok publiczny swoje odlane z brązu dostojne cielsko w najbardziej odpowiednim momencie. I nie chodzi tu tylko o świętowanie zimowego półmetka.

Trzeba przyznać, że Tartu, od lat przekomarzające się ze stolicą w kwestii kulturowej dominacji, podłożyło jej bardzo błyskotliwą świnię. Podczas gdy Tallinn dał się złapać w pułapkę tradycyjnego (żeby nie powiedzieć prostackiego) podejścia do idei pomnika, jako proklamacji idei narodowych, heade mőtete linn, miasto myślące głową, jak reklamuje się Tartu, podsunęło pomysł umieszczania w miejscach publicznych rzeźb, swoim sensem nie tylko wykraczających ponad podziały etniczne i polityczne, ale także łączących poróżnione strony i będących ironiczną wypowiedzią na temat samej istoty pomników. Być może razem z tartuską świnką warto pochylić się nad kwestią zakresu zaklinanych w kamień treści i pomyśleć o manipulacji pamięcią, jaką za sobą mogą one pociągać.

 

Współpraca: Maciej Wojdyła

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj