25 marca 1949 roku rozpoczęła się druga fala deportacji ludności z krajów nadbałtyckich. Na podstawie postanowienia Rady Ministrów ZSRR zesłaniu podlegali „(…) chłopi z rodzinami, rodziny bandytów i nacjonalistów, znajdujących się na terenie kraju nielegalnie, [rodziny] ofiar starć zbrojnych i skazańców, bandyci, wciąż prowadzący wrogą działalność i ich rodziny, a także rodziny represjonowanych popleczników bandytów (…)”.
Bardzo boleśnie w skutkach odczuła to Estonia. W ramach operacji „Priboi” koordynowanej przez generała Piotra Burmaka z ramienia Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego ZSRR, Borisa Kumma – Ministra Bezpieczeństwa Estońskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej oraz generała Iwana Jermolina z Estońskiej SRR na Syberię miało zostać zesłanych około 30 tysięcy ludzi. Ponad 8000 ludzi udało się uciec, jednak 20722 osoby zostały zesłane na Syberię w przeciągu trzech dni.
Około 7500 rodzin, ponad 2,5% populacji całej Estonii zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. W bardzo wielu przypadkach dostali kilkanaście minut na spakowanie całego swojego dobytku. Nie wiedząc co się z nimi stanie, jakie rzeczy powinni wziąć ze sobą, w popłochu pakowali wszystko to, co mieli pod ręką.
Deportacja objęła wszystkich niezależnie od wieku czy stanu zdrowia. Połowa z nich były to kobiety, ponad 6000 dzieci poniżej 16 roku życia i około 4300 mężczyzn. Najmłodsza deportowana – Virve Eliste z wyspy Hiiumaa miała zaledwie jeden dzień, niestety zmarła rok później. Najstarsza – Maria Raagel – miała 95 lat.
Ludność była transportowana na miejsca przeznaczenia pociągami, które nie nadawały się do przewozu ludzi. Zesłańcom przyszło spędzić w nieludzkich warunkach nawet po kilka dni podróży. A to był dopiero początek ich koszmaru.
Dziewięć takich pociągów skierowanych zostało do obwodu nowosybirskiego. Sześć do Krasnojarskiego Kraju. Dwa do obwodu omskiego. I dwa do obwodu irkuckiego. Wielu z tych ludzi zniknęło. Wielu z nich nie powróciło już nigdy do swoich domów.
Te deportacje na masową skalę miały na celu ułatwić kolektywizację, która była wdrażana w republikach nadbałtyckich z dużym trudem. W rezultacie masowych zesłań, indywidualnym rolnikom w Estonii nie pozostało nic innego jak dołączać do kołchozów.
Na pamiątkę tych wydarzeń Estończycy co roku ustawiają tysiące świec na placach głównych miast.