Estoński sposób na skandal

0
997

W ciągu ostatnich 10 lat przyzwyczailiśmy się, że lekiem na całe zło, a na pewno kolejne afery, są komisje śledcze. W Estonii w zeszłym roku również wybuchła afera, ale zaskoczeniem może być dla nas, jakie Estończycy podjęli działania.

W maju zeszłego roku, Silver Meikar, były członek obecnie rządzącej Partii Reform (Reformierakond) przyznał się do korzystania z dotacji o niejasnym pochodzeniu. Meikar przy okazji oskarżył o to samo swoich byłych kolegów, a z nazwiska wymienił aktualnego ministra sprawiedliwości – Kristena Michala.

Pominę ostrą reakcję mediów, ciszę na scenie politycznej (także po stronie opozycji), wielkość kwot itd. To, co w tej sprawie najciekawsze to wycinek całego skandalu, na którym skupili się Estończycy oraz podjęte przez nich działania.

Co więc takiego niezwykłego w tej historii? Estończycy zamiast rozgrzebywać na wizji kto komu, ile i dlaczego wręczył, postanowili działać, aby do takich sytuacji już więcej nie doszło. Cieszący się zaufaniem społeczeństwa, orędownik nowych technologii, prezydent Toomas Hendrik Ilves zwołał spotkanie wszystkich zainteresowanych stron. Ilves do stołu rozmów zaprosił przedstawicieli partii politycznych, działaczy społecznych oraz środowisk opiniotwórczych i ekspertów.

Efekt spotkania? Zaangażowanie społeczeństwa w proces zmian w prawie, które mają położyć nowe podwaliny pod zasady życia i kultury politycznej kraju. Obywatele za pośrednictwem specjalnie uruchomionego portalu – Rahvakogu.ee („Zgromadzenie obywateli”) będą mogli zgłaszać i dyskutować swoje propozycje. Pomysły dotyczą takich kwestii jak system wyborczy; partie polityczne, rywalizacja między nimi, ich wewnętrzna demokracja oraz ich finansowanie; wzmocnienie roli społeczeństwa obywatelskiego oraz przeciwdziałanie upolitycznieniu urzędów państwowych.

Rahvakogu będzie działało trzy miesiące – od stycznia do marca br. Do końca stycznia mają być zgłaszane i dyskutowane wszystkie propozycje. W lutym zostaną one poddane analizie. W marcu zostaną zorganizowane jedno lub kilkudniowe obrady. Weźmie w nich udział ok. 500 przedstawicieli społeczeństwa, ekspertów itd., a efektem tych deliberacji będzie wyselekcjonowanie inicjatyw, które zostaną zaprezentowane przed parlamentem i prezydentem Estonii.

Aby zrozumieć tę inicjatywę trzeba przyjrzeć się dwóm elementom, które mają ogromne znaczenie dla kształtu estońskiego społeczeństwa – budowaniu e-demokracji oraz rozwojowi społeczeństwa obywatelskiego (również z wykorzystaniem nowych technologii).

Wykorzystanie platformy internetowej do przygotowania i dyskusji nad rozwiązaniami prawnymi dla Estończyków nie jest niczym nowym. Właściwie jest to już trzecia platforma, która ma na celu skrócić dystans pomiędzy obywatelami a władzą. Pierwsza – TOM („Tana Otsustan Mina” – „(to) ja dzisiaj decyduję”) uruchomiona w 2001 roku szybko straciła swoją popularność i została zastąpiona przez Osale.ee („Uczestnicz”), jednak i ona jest mało popularna. Również i nowa inicjatywa budzi liczne wątpliwości.

Czy Rakvakogu przyniesie pożądany efekt? Wydaje się, że tak, że ze względu na jej charakter ad hoc i jasny plan, cel i zakres tematyczny, wystarczy zapału obywateli, aby projekt ten przyniósł efekty. Pojawiają się jednak wątpliwości o jakość wypracowanych pomysłów. Czy wszystkie, które zdobędą uznanie ludu powinny wejść na tory procesu legislacyjnego? Czy tego rodzaju górnolotne inicjatywy mają szansę obronić się w zderzeniu z rzeczywistością? Czy w projekcie weźmie udział wystarczająca liczba obywateli, aby wypracować rozwiązania, które znajdą uznanie większości społeczeństwa? Odpowiedzi na te pytania poznamy wiosną.

Również nie pierwszy raz Estończycy organizują duże akcje społeczne wykorzystujące cyfrowe zdobycze. Sztandarowym projektem estońskiego społeczeństwa obywatelskiego (i społeczeństwa cyfrowego) jest „Teeme Ära” („Zróbmy to”). Pierwsza edycja aktywizowała do sprzątania kraju, ale już druga (2009 r.) była ogólnokrajową burzą mózgów, z której zrodziło się setki inicjatyw mających na celu poprawienie jakości życia w kraju.

Jest jeszcze jeden czynnik, który odróżnia nasze społeczeństwa i podejście do wielu spraw, chociażby, jak w tym przypadku, politycznych. To estońska mentalność. Choć powyżej podałem przykłady aktywności społeczeństwa to Estończycy często oskarżani są o przechodzenie do porządku dziennego i o niemoc w wyrażaniu swoich emocji w przypadku trudnych spraw czy brak tzw. kultury protestu. Być może dla cichych i opanowanych Estończyków to platforma online jest środkiem na walkę z nieprawidłowościami i podejmowanie działań w kierunku zmian systemowych. A jest w tej materii wiele do zrobienia, bo tamtejsi eksperci coraz częściej dostrzegają dystans dzielący klasę polityczną i społeczeństwo. Dostrzegają również brak wystarczających mechanizmów kontroli partii politycznych.

Warto dodać, że Estończycy mają możliwość głosowania w wyborach za pośrednictwem Internetu, niemal wszyscy składają deklaracje podatkowe online, podobnie rzecz się ma z transakcjami bankowymi. Sektor zdrowia korzysta z sieci i komputerów zamiast papieru, a rodzice mają dostęp do dzienników szkolnych przez Internet. Otwarcie firmy przez Internet zajmuje 18 minut. Estończycy rzadko odwiedzają urzędy, bo zdanie w komputerowym notatniku podpisane dowodem elektronicznym i wysłane do urzędu jest oficjalnym dokumentem. Estończycy mówią, że komputera nie przekupisz i być może jest to jeden z powodów estońskiej bezgranicznej miłości do nowych technologii.

Estonia jest obecnie 1. w rankingu wolności Internetu (Freedom House), 3. w rankingu wolności prasy (Reporterzy bez Granic), 10. w rankingu wolności (Fraser Institute), 13. w rankingu wolności gospodarczej. W rankingu korupcji Transparency International Estonia zajmuje 29. miejsce (Polska 41.). Oczywiście wymieniać można niemal bez końca, bo i rankingów jest mnóstwo. Pokazują one jednak pewną tendencję napędzaną wykorzystaniem nowych technologii, ale i pewne braki – zwłaszcza w kwestii korupcji – które mogą być wyeliminowane tylko przy rzeczywistym udziale społeczeństwa.

Z całej tej historii warto zapamiętać dwie rzeczy – po pierwsze, skandal stał się dla Estończyków lekcją na przyszłość, a nie nową rozgrywką polityczną; po drugie, sposób odrabiania tej lekcji pokazuje, że zamiast pokazówek w publicznej tv można katalizować rozwiązywanie problemów politycznych angażując społeczeństwo. No i uznanie za kolejny krok w kierunku e-demokracji.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj