Kompozytor, urodzony w 1935 roku. Utwory orkiestrowe (symfonie, Festina lente), wokalno-instrumentalne (pasja, Te Deum, Sabat Mater).
Trzeba się uczyć słuchać ciszy – powiedział kiedyś Arvo Pärt. By dobrze zrozumieć te słowa, najlepiej posłuchać w skupieniu dzieła `Kanon Pokajanen` odwołującego się do tradycji Kościoła Wschodniego zarówno w warstwie muzycznej jak i literackiej. Zdaniem wielu muzykologów, to najbardziej minimalistyczny utwór w jego dorobku. Zmiany muzyczne następują w nim powoli, niemal niedostrzegalnie. Bo też kompozytorowi nie chodzi o epatowanie dźwiękami, zaskakiwanie czy zaciekawianie, ale o kontemplację, wyciszenie, muzyczną medytację, która pozwoli odbiorcy oderwać się od codzienności i zasmakować prawdziwej mistyki. Takie podejście do muzyki jest zresztą cechą niemal całej jego twórczości. Kompozytor zawsze najchętniej czerpał teksty z Pisma Świętego lub kanonu liturgicznego, a muzycznie pociągały go najbardziej surowe brzmienia średniowiecza i renesansu.
Życie Pärta przebiegało na styku kultur i religii. Urodził się w rodzinie estońskiej o luterańskich tradycjach. Jego życiowa partnerka pochodziła z rodziny rosyjskich Żydów, a razem przystąpili do cerkwi prawosławnej i tam też ochrzcili swe dzieci. I tę wielokulturowość starał się pielęgnować w muzyce, szukając inspiracji u różnych muzycznych źródeł. W rezultacie stworzył własny, niezwykle oryginalny styl, odrębny i łatwo rozpoznawalny. Na fali `mody na Pärta` próbowało go naśladować wielu kompozytorów i zawsze z mizernym skutkiem. Może dlatego, że jego muzyka jest owocem prawdziwie głębokiej duchowości, wielu lat przemyśleń, studiów, samodoskonalenia się. Pärt nic nie robi wbrew sobie, a świat dźwięków traktuje szalenie poważnie. Potrafił nie komponować przez wiele lat tylko dlatego, że uważał, iż nie ma nic do przekazania. We wspaniałych wnętrzach kościoła św. Mateusza zabrzmi muzyka, która nie tylko pozwoli ukoić skołatane nerwy, ale i da okazję do prawdziwie duchowego przeżycia.
Źródło: 4kultury.pl