Wydaje się, że myśląc o sporcie w Estonii, myślimy raczej o sportach zimowych, a sporty letnie, zwłaszcza te, które są uprawiane na zewnątrz równie dobrze mogłyby w tym bałtyckim kraju nie istnieć. Myśląc w ten sposób być może nawet nie odbiegamy daleko od prawdy. Jednakże od tej reguły jest kilka wyjątków, które należy wymienić. Jako że około dwa tygodnie temu zakończyły się mistrzostwa świata w lekkoatletyce w japońskiej Osace, pozwolę sobie na pierwszy ogień wziąć właśnie tę dyscyplinę sportu.
Prawdopodobnie najsławniejszym lekkoatletą estońskim po odzyskaniu niepodległości był i ciągle jest, niestartujący już dziesięcioboista Erki Nool. Choć wygrywał przeważnie medale halowych mistrzostw świata i Europy w siedmioboju (z wiadomych przyczyn, niektórych konkurencji nie da się rozgrywać w hali) to jego największym osiągnięciem pozostanie złoty medal zdobyty na Olimpiadzie w Sydney. Ale żeby pisać o Noolu a także o innych dziesięcioboistach estońskich, jak również o historii estońskiej lekkoatletyki, przyjdzie jeszcze pora. Tutaj chciałbym się zająć jej stanem obecnym.
Estonia, potęgą w dyscyplinie zwanej „królową sportu”, nigdy nie była, tak więc nie należy się dziwić, że także na mistrzostwa świata w Osace, estońskich sportowców poleciało niewielu, a większość z nich, nie tyle, że nie miała szans na medal, ale nawet na miejsca w pierwszej dziesiątce w swych dyscyplinach. Jednakże i tutaj było kilka, a zwłaszcza jeden wyjątek.
Bezapelacyjnie, gwiazdami estońskiej ekipy byli dyskobole, a zwłaszcza, szczycący się najlepszym, tegorocznym rezultatem (72.02) Gerd Kanter. Estoński dyskobol przebojem wdarł się do światowej czołówki w 2005 i również w Osace jego szanse na medal były duże. Bynajmniej Kanter nie był głównym faworytem japońskiej imprezy. Miano faworyta podobnie jak przez ostatnie 10 lat, przysługiwało wielkiemu mistrzowi dysku Litwinowi Virgilijusowi Aleknie. Owszem, przez ostatnie dwa lata Kanter był jego najgroźniejszym rywalem, (zarówno na MŚ w Helsinkach 2005 i ME w Göteborgu 2006 zdobywał srebro), ale nigdy nie potrafił pokonać Litwina na dużej imprezie.
Tym razem jednak było inaczej. Kanter zdobył wreszcie swój upragniony złoty medal. W trzeciej serii rzutów posłał dysk na odległość 68,94m. Do tej odległości nikt nawet się nie zbliżył (drugi był Niemiec Robert Harting z wynikiem 66,68m). Faworyzowany Alekna nie stanął nawet na podium mistrzostw, co zdarzyło mu się pierwszy raz od 1999 roku. Z wynikiem 65,24, był dopiero czwarty. Po swoim zwycięstwie szczęśliwy Kanter powiedział, że to był jego dzień i że gdy się obudził rano myślał tylko o złocie. Przyznał, że pod względem technicznym jego rzuty nie były najlepsze, ale dodał, że presja była ogromna i nie można było rzucać na 100%. Powiedział też, że jeśli któryś z jego rywali rzuciłby dalej on był w stanie rzucić powyżej 70 metrów. Nowy mistrz świata słusznie zauważył, że dla tak niewielkiego kraju jak Estonia, który wysłał tak małą liczbę lekkoatletów na mistrzostwa ten medal ma wielkie znaczenie.
Dwaj pozostali Estończycy biorący udział w konkurencji rzutu dyskiem spisali się na miarę swoich możliwości. Aleksander Tammert ze swoim najlepszym tegorocznym wynikiem 64,41 również zakwalifikował się do finału, który zakończył na ósmym miejscu (64,33), a młody 24-letni Märt Israel z wynikiem 60,23 odpadł w kwalifikacjach.
Niestety w innych dyscyplinach Estończycy w Osace się nie liczyli. W pierwszym dniu japońskich zawodów maratonu nie ukończył Pavel Loskutov. W rozłożonym na dwa dni siedmioboku Kaie Kand zajęła 30 miejsce wśród 32 zawodniczek, które ukończyły wszystkie siedem konkurencji. Wynik 5616 był o 260 punktów gorszy od jej najlepszego osiągnięcia w karierze, a jedyną konkurencją, w której poprawiła swój dotychczasowy rezultat był rzut oszczepem. Natomiast w „najbardziej” estońskiej dyscyplinie, dziesięcioboju, Andres Raja wypadł zgodnie z oczekiwaniami i choć nie poprawił swojego najlepszego osiągnięcia to brakło mu do niego jedynie 40 punktów. Poza tym w czterech z dziesięciu dyscyplin, które składają się na dziesięciobój uzyskał najlepszy wynik w karierze, a w jednej najlepszy w sezonie. Jedyny Estończyk startujący w biegu na 200 metrów mężczyzn Marek Niit, nie wystartował w kwalifikacjach, a startujący w biegu na 110 metrów przez płotki Tarmo Jallai, choć osiągnął swój najlepszy wynik w tym sezonie, w swoim biegu eliminacyjnym zajął ostatnie miejsce. W rzucie oszczepem, broniący tytułu z Helsinek Andrus Värnik rzucił o 11 metrów mniej niż w stolicy Finlandii i zajął dopiero 13 miejsce w swojej grupie kwalifikacyjnej. Startujący w drugiej grupie jego rodak Marko Jänes rzucił jeszcze bliżej i zajął przedostatnie miejsce. Choć prawdę mówiąc tegoroczne wyniki Värnika nie wskazywały na to, by zdobyty w Helsinkach medal miał obronić. Wystarczy powiedzieć, że jego wynik w Osace był najlepszym w tym roku.
Pytanie, czy lepiej specjalizować się w jednej czy dwóch dyscyplinach, tak jak Estończycy i sukcesywnie zdobywać złote i srebrne medale, czy tak jak Polacy mieć swego przedstawiciela praktycznie w finale każdej konkurencji, a skończyć z trzema brązowymi medalami, pozostawiam otwarte.
www.iaaf.org