wróciliśmy!
a u nas duże zmiany
stwierdziliśmy, ze drzewa skurczyły się
te pieszczące oczy józefowskie sosny
stały się nagle zwyrodniałymi karłami natury
powiększyły się za to domy/żywiliszcza
ich zewnętrzne rozmiary
tworząc teraz krajobraz raczej obronnych zamków
z listy UNESCO
niźli rodzinnych miejsc odosobnienia
zjadanych przez naturę
po wykorzystaniu
bo natura tam
w Estonii
zjada z łatwością
nie tylko Bałtyk
zarastając go trzciną
ale i bardziej ciężkostrawne
kołchozy
czy pozostałości baz Armii Czerwonej
a ludziom
nie wiem dlaczego
żyje się dostatnio
widać to nie tylko na widelcach, sedesach, samochodach
ale i drogach, gdzie nikt nie musi przekraczać dozwolonych prędkości
a przy tym mają umiejętności doboru piękna
i życia w harmonii z naturą
załączone moje zdjęcia to efekt końcowy
skutecznej ucieczki z naturalnego lasu blokowisk
i lśniących w porannej mgle pajęczyn
elektro-/energo-/hydro-/tele-/ …
i bełkotu reklam
mnie się to udało wyjazdem do Estonii
gdzie w/w infrastruktura
też istnieje
ale w niewielkim stopniu
wobec przestrzeni
której TAM należy się pokora
ta potrzeba czystej przestrzeni
podczas tego wyjazdu
ograniczyła się do granicy morza i lądu
choć myślę
że Estonia czeka
i na dalsze odkrycia
14.8 – wyjazd z Warszawy
wieczór nad Wigrami
w Pensjonacie Wigierskim
pensjonat-nówka ze świerkowych bali
jak gdyby wybudowany na nasz przyjazd
ozdobiony świętymi ptakami
z ukrytymi duszami przodków
siadamy na rowery i szukamy miejsca z widokiem
na horyzoncie półwysep z klasztorem Kamedułów
w którym w 1999
spędzał wolny dzień
zesłaniec Boga
mówiąc, że
„Nie jestem tu po raz pierwszy,
ale jako Papież chyba po raz ostatni”
piasek pod stopami
i kąpiel przy zachodzącym słońcu
wg starych dobrych wzorów
woda tak gorąca
ze nie ma gdzie wychłodzić Vermouth
a widać było
że bracia zakonni coraz bardziej byli skłonni
do pomocy
15.8 – uroczyste pożegnalne śniadanie nad Wigrami
przecie to dzień Matki Boskiej Zielnej
dzwony klasztoru na pożegnanie
a i kolejny piękny zachód słońca w Kownie
gdzie Wilia wpada do Niemna
to tu zachody słońca oglądał mój ojciec
płynąc nie raz kajakiem z tych stron do Warszawy
kolejny gorący dzień
nawet policjantom nie chce się wypisać mandatu
za to z ochotą serwują nam litewską kuchnię
znacznie odbiegającą od standardów
kuchni babki Felicji z Wileńszczyzny
w kazachstańskim stepie w 1940
16/17.8 – Łotewski Bałtyk
słońce zaczyna się wstydzić
i gwałtowne burze przelatują nad nami co chwila
pensjonat RAKARI
i jego dach pokryty murawą
daje nam bezpieczeństwo
zaczynamy zauważać koniec sezonu
jesteśmy jednymi z nielicznych
miłe to i na plaży
której bezkres zawsze się kończy trzcinami
po poranku rowery podwożą nas do portowego miasteczka SALACGRIVA
z baśni o komunizmie
a i Rosjan pozostało nieco
i rosyjski jest mówiony
Grażyna prosi mnie abym do niej jednak nie mówił tym językiem
(dziadek Kajetan trzykrotnie był skazywany na karę śmierci)
a sama dosyć dobrze po angielsku zamawia zupę soliankową
tyłki nas bolą coraz bardziej
po kilkudziesięciu kilometrach
wydmową ścieżką
z pięknym widokiem ponad trzcinami na otwarte morze
z łuskami pocisków od dubeltówki
które szukały teraz już tylko ptactwa
aborygeni rezygnując z walki
o dostęp do morza
do słonej i śmierdzącej wody
stawiają sobie i potomnym
eleganckie wieże obserwacyjne
18/19/20.8 – estoński pensjonat SARNAKORSTI
to tuż za Sopotem Estonii – PARNU
ahhhhhhhh
co za gładź dróg
właściciele wykupili z dużego po-socjalistycznego gospodarstwa
dom i nieco ziemi
i próbują zarobić na hotelarstwie
ale to nie taka prosta sprawa
tym bardziej
że przyjeżdża ich syn
i nas muszą przenieść
do znacznie mniej komfortowego pokoju
w następnym dniu
nie uspakaja mnie i rowerowa wycieczka
wzdłuż wybrzeża
tym bardziej
że wokół trzciny i trzciny…
choć wyjazd następnego dnia
na wyspę KIHNU
która była w naszym posiadaniu do 1600 roku
jej południowa plaża
i rowerowy objazd dookoła
poprawia samopoczucie
21/22/23.8 – wiatrak PIVAROOTSI koło VIRTSU
były właściciel spółki budowlanej
kupił wiatrak
wyremontował
zlecił wykonanie dobrej strony internetowej
i tylko zmienia flagi narodowe na przywitanie
byłoby fajnie
ale zapomniał o oczyszczalni ścieków dla wszystkich
i chlapało trochę tyłek
z chemicznego kibla
w okrutnej symfonii smrodu
rowerami pojechaliśmy na bezludny wąski półwysep
wbijający się ostro w Bałtyk
a następnego dnia trafiliśmy nad urokliwą zatoczkę
gubiąc trop ścieżki rowerowej
wyspa SAAREMAA podjęła nas piękna pogoda
oświetlając północna jej stronę
do kąpieli
wśród kamieni i skał
z bezludną przestrzenią +/- 10 km
choć z asystą wojskowych zabudowań
które nie tak dawno
pełne były wrzawy Armii Czerwonej
(cała wyspa z lotniskiem była ICH)
pomiędzy jałowcowymi krzewami już zachodziło słońce
ale zdążyliśmy na ostatni prom
24.8 – TALLIN
miasto gaworzące pomiędzy górnym a dolnym starym miastem
górne stare miasto oglądamy w nocy
i trudno sobie wyobrazić
piękniejsze to „dolne”
ale Grażyna zauważyła następnego dnia
a ja czekałem na wyjazd do Parku Narodowego LAHEMAA
25/26/27/28.8 – półwysep KASMU
zapach morza odczuliśmy już wieczorem
jadąc na półwysep JUMINDA
nad Zatoką Fińską
gdzie prawie 70 lat wstecz podczas ewakuacji Tallina
zdarzyło się tu efektywne wykorzystanie niemieckich min
zatonęło około 60 okrętów, 16.000 ludzi i słońce
północny wiatr
utrudniał spojrzeć
w czeluść czasu
nie lubił podejrzeń
zwalał wodę z nieba
niczym bombowce Junkers Ju 88 z 806 grupy
stacjonującej w Estonii
lub sycząc jak żmija
wpadając miedzy kamienie
próbował wbić swe kły w moja łydę
lub nie wiadomo skąd
pojawiał się za plecami
niczym torpedowce S-26, S-27, S-39, S-40 i S-101,
które stacjonowały w Suomenlinna
wyszedłem przestraszony
zerknąwszy na głaz na szczycie
gdzie ktoś wcześniej
zapalił 2 znicze
i położył świeże kwiaty
w samochodzie włączyłem
po raz pierwszy w tym sezonie – grzanie
następny dzień
wiózł nas na rowerach
wzdłuż północnej linii brzegowej
naszego półwyspu KASMU
słońce sadzało nas
w kolejnych zatoczkach
pełnych rozgrzanego piasku
warto było przejechać prawie 2 km
Park Narodowy LAHEMAA to tysiące zatok,
liczne przybrzeżne bezludne wysepki,
ukazujące niepowtarzalny świat roślinny
a dalej w głąb lądu- zalesione wzgórza morenowe
29.8 – Ryga
znów „pojechałem do rygi”
po dobrze zapowiadającym się obiedzie
na ryskiej starówce
leciałem po trójkącie
KIBEL, UMYWALKA, PRYSZNIC
po kolejny Medal Lilienthala
30.8 – Wigry
wreszcie usiedliśmy
na drewnianym pomoście
by po kolejnej ulewie zaświeciło słońce
i na granacie nieba pojawiła się jesienna tęcza
perkozy robiły zawody w długości przepłynięcia pod wodą
a nury jak to nury dawały nury
wyciągając z dna rośliny
do kolacji
schodząc z pomostu
zauważyłem na boku nowiutkiego yachtu
ktoś napisał flamastrem
DO SPRZEDANIA
i numer telefonu +48 …