Wywiad z Anną Michalczuk

0
860
Anna Michalczuk
Anna Michalczuk

Anna Michalczuk to główna organizatorka Dni Estonii we Wrocławiu, które odbyły się w maju 2005 r.

 

Skąd pomysł na zorganizowanie Dni Estońskich?

Pomysł przyszedł szybko i w bardzo naturalny sposób – gdy poznawałam Estonię, zyskiwałam tam przyjaciół, doświadczenia, nowe przygody – po prostu chciałam się tym wszystkim podzielić z bliskim, znajomymi, miastem – a wszyscy nie przyjadą przecież do Estonii… Spotkania to najcenniejsza rzecz, jaka jest nam dana w życiu. Estonia może nas wiele nauczyć – przede wszystkim spokoju – i warto o tym mówić, pokazywać to.

Jak przebiegała organizacja? Czy i jakie problemu pojawiły się przy organizacji tego przedsięwzięcia?

Organizacja trwa właściwie cały rok. Trzeba pogadać ze znajomymi we Wrocławiu, z ProEstonią w Warszawie – stąd biorą się pomysły i kontakty w samej Estonii. Potem żmudne poszukiwania sponsorów, partnerów. Muzeum Architektury namówiłam na ugoszczenie wystawy J. Pääsuke z… Tartu – w lutym, gdy okazało się, że zawiódł jeden z partnerów słałam maile do Wrocławia. I na jeden z nich, tak przecież enigmatyczny, odpowiedziała ogromnie życzliwa i spontaniczna Dorota Podhajska, która w końcu do tej wystawy doprowadziła. W Estonii znalazłam wsparcie ze strony Instytutu Estońskiego (p. Lora Listne oraz Andre Help) oraz Estońskiego Ministerstwa Kultury (p. Anton Pärn) – za co jestem wciąż bardzo wdzięczna. Poważnie potraktowali takich debiutantów jak my… Krążyłam więc między Estonią a Polską, ale to nie jest tak daleko…

Kto pomógł w przygotowaniu Dni Estońskich we Wrocławiu?

Dni Estońskie we Wrocławia z całą pewnością nie odbyły by się bez odrobimy szaleństwa i ogromu wsparcia ze strony paru środowisk:

Stowarzyszenie Dolnośląski Ośrodek Studiów Strategicznych (www.doss.senatorska.com; młodzi naukowcy, którzy zorganizowali konferencję „Estonia dawniej i dziś”) – Wojtku, Michale, Szymku, Aneto – dziękuję! Interdyscyplinarne Koła Polonistów FABULA UWr (na_marginesie@o2.pl) – początkujący ale już nadganiający mnie Estofile, którzy wydali specjalny numer czasopisma literackiego Na Marginesie, zajmowali się pisarzami estońskimi, tańczyli oberki, wieszali wystawę i wzbogacali całe przedsięwzięcie sercem i swoją energią. Serdeczne dzięki dla Asi, Kasi, Marty, Małgosi, Przemka, Marcina, Rafała, Asi, Łukasza, Kasi oraz wielkie dla Gabrysia!)

Stowarzyszenie Schola Gregoriana Silesiensis (www.ssgs.pl)- dzięki nim mogliśmy zaprosić mistrzów oberków polskich Kapelę Brodów oraz Janusza Prusinowskiego oraz mistrzynię skrzypek szwedzko-estońskich Sofię Joons z Tallina! I to oni tak piękne tańczyli oberki! Dziękuję tu wszystkim przyjaciołom ze Scholi oraz Damianowi za wystawę fotograficzną oraz zdjęcia, Konradowi i Robertowi za Ważne Decyzje, Marcinowi i Markowi za pomoc w przygotowaniu Browaru na wystawę oraz Kasi i Oli za serce, uśmiech i wino, mojej Mamie za rogaliki z cynamonem.

Oczywiście Ambasada Republiki Estonii, czyli JE Ambasador Aivo Orav oraz pani Marika Kõiv. Dziękuję im za zaufanie, zainteresowanie, pomoc przy plakatach, bankiecie, wystawie. Z całego serca dziękuję.

Moją Alma Mater było też Stowarzyszenie ProEstonia, przede wszystkim Jakub, Radek i Szymon, którzy nie raz, z powodów estońskich, bywali we Wrocławiu! Dzięki nim bogatsza była konferencja oraz odbył się przegląd animacji estońskiej – äitah!

Jak dużym zainteresowaniem cieszyła się impreza? Która grupa pojawiła się najliczniej – „starzy estonofile”, a może dopiero początkujący?

Nasz Wrocław jest miastem bogatym, za bogatym w wydarzenia kulturalne. Trafiliśmy gdzieś miedzy Piastonalia a imprezy letnie… Powiem więc szczerze – nie było tłumów, ale cieszyliśmy się każdym nowym człowiekiem, nieznaną nam twarzą. Mieliśmy wiernych uczestników – którzy towarzyszyli nam od konferencji po ostatnie oberki w Browarze. Dużo było studentów, przyjaciół… Wydarzenie raczej elitarne. Pięknie zachowały się media – Radio i Telewizja Wrocław. Ukazało się parę zapowiedzi, wywiadów, transmisji. Uważam, że to duży sukces w mieście tak nieobeznanym z ugrofińskim światem.

Jakie wrażenia Dni Estońskie pozostawiły na publiczności?

O to trzeba zapytać publiczność. Usłyszałam skargi – że oberki za krótko, że bankiet za mały. Usłyszałam też pochwały – że taka niespodzianka, nieznany świat, piękny świat… Myślę, że przebojem okazały się na pewno wyjątkowe fotografie z początku XX wieku autorstwa Johannesa Pääsuke. Polecam!

Który punkt programu uważasz za najcenniejszy?

Najcenniejsze dla mnie było spotkanie z poetami estońskimi oraz – ze strony polskiej – z Jackiem Podsiadło. Ten punkt programy był najbardziej „kruchy” i ryzykowny. Nie mieliśmy pojęcia ile osób przyjdzie, czy samo spotkanie polsko-estońskie ma sens (z braku wystarczającej liczby przekładów literackich po obu stronach). Myślę, że po raz pierwszy Wrocław usłyszał wiersze estońskie w oryginale oraz zabawną, ciepłą prozę Jacka Podsiadło o Estonii. Zabawne jest też to, że zapraszając Jacka nie wiedziałam, że był w Estonii na rowerach, że napisał taką prozę… Moja podejrzenia, że warto takie spotkania organizować, okazały się więc uzasadnione.

Czy Dni Estońskie urosną do rangi wydarzenia corocznego?

Chciałabym na pół roku wyjechać do Tartu, więc zabraknie tego cennego na przygotowania czasu. Mam jednak nadzieję, że podtrzymamy ten zwyczaj a następne lata będą jeszcze lepsze.

Jeśli miałaby się odbyć kolejna edycja Dni Estońskich, co chciałabyś, aby pojawiło się w programie?

Koncert „na trzy polki” – estońskie, szwedzkie i polskie. To jeden z tych wymarzonych punktów programu, który nie udało się do końca zrealizować, pozostaje więc gratka na następna lata. Mamy już umówionych przyjaciół – muzyków, mamy tancerzy, dobre miejsce, pomysły. Więc duża szansa, ze spotkamy się za rok, w maju… na estońskich tańcach we Wrocławiu!! Zapraszam!

Dziękuję.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj